Roku Pańskiego dwa tysiące drugiego, gdy słońce w znaku Barana być zwykło, a ptactwo leśne znów śpiewało o wiośnie, w grodzie Bytomiu Bractwo Kurkowe, ku chwale ojców i prochu czarnego, zawody strzeleckie zorganizowało. Choć po dziele tym kronikarze piór nie maczali, jedno pewne – iż igrzyska owe działy się na strzelnicy, co przy Szkołach Mechaniczno-Elektronicznych leży, a bronią w nich była długa strzelba sportowa kalibru pięć i sześć dziesiątych miary milimetrowej – nie większa, nie mniejsza.
A strzelano, jako prawo nakazywało, z dystansu ćwierci setki metrów, do tarczy uczciwie namalowanej. Jednakże nie spisano list obecnych, ani nie zanotowano wyników, jeno sama tarcza, jakby stara wiedźma pamięcią darzona, ślady owych zmagań zachowała.
I oto, dzięki tym przestrzelinom, co niczym pieczęcie losu w drewnie trwają, wiemy, że zwycięzcą obwołany być winien Tomasz Dylong, którego strzał celniejszy był niźli dysputa dwóch scholastyków o naturze grzechu. Za nim zaś, choć nie z wielką stratą, postępują Janusz Michałowski i Jerzy Słodki – których to nazwiska także na tarczy wykuto... może nie młotem, lecz ołowiem na pewno.
O reszcie strzelców – cisza jak w klasztorze po komplecie. Czy nie trafili, czy może w ogóle nie przybyli – o tem milczy tarcza i milczeć będzie, póki się nie rozpadnie ze starości lub nie zostanie na opał wzięta.
Wielką chwałę i pochwałę należy oddać też bratu Józefowi Kałużnemu, który to tarczę własną ręką ufundował, malować kazał i duszę w nią tchnął. Bez niego celowaliby bracia może i do ściany szkolnej, co byłoby hańbą niemałą.
Zwycięzcy przeto słusznie się kłaniamy, za celność i spokój ducha chwałę głosimy, a innym uczestnikom – niechaj choć raz jeszcze im się ręka nie omsknie. I niechże kto spisze następnym razem, kto strzelał – bo bez kronikarza, historia bywa ślepa.
pismo należycie do wydrukowania przysposobione ⟩⟩⟩
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz