2025.06.19


Uroczystości Intronizacyi Królewsko-Marszałkowskiej ad 2025 Bractwa Kurkowego Grodu Bytomskiego

Roku Pańskiego dwa tysiące dwudziestego piątego, dnia dziewiętnastego czerwca, gdy słońce prażyło niczym grzechy w konfesjonale, a ptactwo leśne śpiewało jak chóry anielskie po winie, zebrała się w dzikich borach Dzierżna kompania nie lada - Bractwo Kurkowe Grodu Bytomskiego świętując swe wielkie święto, co się Intronizacyją Królewsko-Marszałkowską zowie.

Już od rana w gąszczu strzelniczym, gdzie echo głośniejsze niźli plotka u zakonnic, słychać było świsty kul, huk prochu i śmiechy mężów, co celowali prosto w tarcze, choć oko częściej biegło ku powabnym kształtom towarzyszących niewiast, a i niejedna pokusa w ludzkiej skórze przemykała się między stanowiskami strzeleckimi - a jakże, przecie mężczyzna też człowiek, a wzrok ma nie od parady!

Ludu zebrało się więcej niż na procesji Bożego Ciała, a strzelców - dziewięćdziesiąt i ośmiu! Takiego natłoku nie pamiętali ani najstarsi bracia, ani kroniki zakurzone w archiwum, gdzie sam kurz ma swoją historię. A i rekord to był nie lada - do dziś echo niesie okrzyki radości pośród sosien i świerków.

Przy zawodach zasiadły srogie twarze sędziowskie, czujne niczym cherubin u bram raju. Strzelano w trzech turniejach: o Puchar Prezydenta Miasta Bytomia, o Tarczę Marszałkowską i wreszcie - Strzelanie Królewskie, gdzie nie tylko oko się liczyło, ale i łaska niebios, względnie dyspozycja ręki po sobotnim wieczorze.

A po tych wystrzałowych zmaganiach, gdy już proch opadł, a serca biły spokojniej (choć niektórym od patrzenia na urodziwe współuczestniczki wciąż waliły jak dzwony na rezurekcję), przystąpiono do rzeczy wielkiej - Intronizacji nowej Rady Królewsko-Marszałkowskiej.

Na Króla Kurkowego obwołano Brata Andrzeja Suchanka, męża godnego, co i celny, i szlachetny, a jak trzeba - kielicha też nie odmawia. U jego boku stanęli Marszałkowie: Tadeusz Tomczyk i Roman Hanek, drużyna tak zgodna, że sam święty Jerzy z nimi by smoka w taniec wziął.

A że bractwo nie tylko mieczem i muszkietem stoi, lecz i młodym narybkiem, pasowano czterech świeżych Kogucików, co to jeno piórka jeszcze mają miękkie, ale serca już twarde jak stal bracka: Kamil Cudok, Jakub Galwas (a jakże, z tych Galwasów!), Mirosław Ignasiak i Mateusz Trzopek. Pomagali, biegali, znosili - anieli nie kadetowie!

Wśród uroczystości miała miejsce chwila pełna wzruszeń i pomruków niebios - Jadwiga Dobrowolska, białogłowa zasłużona, pamiętająca jeszcze czasy, gdy kobieta w bractwie mogła co najwyżej kanapki podać, została przyjęta w poczet Sióstr Honorowych. I niech piekło się smaży z zazdrości, bo dziś kobieta u nas to i królową być może, a nie tylko ozdobą przy stole!

Honorowymi Braciami ogłoszono także Romana Pająka, prezesa Okręgu Śląskiego (co imię ma, że komar się chowa) i Stanisława Czarnobila, męża pomocnego jak anioł stróż, choć wzrok ma taki, że ci co podpadną to płaczą.

Nie obyło się bez deszczu odznaczeń - a że pandemia zatrzymała na czas długi wszelakie krzyże, gwiazdy i miecze, to teraz spadły jak manna z nieba (albo jak listy z ZUS-u, tylko milej).

Krzyżem Rycerskim uhonorowano: Sylwię Gajdę, Teresę Galwas, Romana Hanka, Alicję Lech, Sebastiana Orlickiego, Ireneusza Poszwińskiego i Joannę Zelmanowicz-Flegier - wszyscy oni zasłużyli się tak, że nawet święci w kalendarzach robią dla nich miejsce.

Krzyż Komandorski przypadł: Mirosławowi Strachocie-Gorzyckiemu, Monice Waligórze-Wylężek i Zdzisławowi Zelmanowiczowi - powiadają, że jak idą ulicą, to anioły salutują.

Krzyż Komandorski z Mieczami - to już nie żarty, to jakby sam Archanioł Michał podał rękę - otrzymał Paweł Galwas, człek tak zasłużony, że piekło już dzwoni z pytaniem, czy mają go wpisać na listę nietykalnych.

Srebrną Gwiazdę zgarnęli: Tomasz Dylong, Jerzy Lech i Wacław Sznycer - błyszczą nią tak, że świetliki z zazdrości gasną.

A Krzyż Honorowy Bractwa Kurkowego Grodu Bytomskiego na Srebrnej Gwieździe przypadł Teresie Galwas, co to była Królową Kurkową w latach 2024-2025 - i królowała tak godnie, że suknia sama się prostowała z dumy.

I oto nastąpiła chwila kulminacyjna - przekazanie insygniów władzy. Teresa Galwas, wraz z Alicją Lech i Pawłem Galwasem, oddali władzę w ręce nowych rządzących, z całym majestatem srebrnego łańcucha i laskami marszałkowskimi, co więcej znaczą niż niejeden berło królewskie.

Gdy już wszystko było przypięte, pasowane, wygładzone i obcałowane - przyszedł czas na ogłoszenie zwycięzców. Zbigniew Brożek, mąż celny jak sam Łucznik święty, wystrzelał Puchar Prezydenta Miasta Bytomia i Tarczę Marszałkowską, co dwóch naraz nie udźwignie! A Wojciech Rajchel, w chwale i potędze, zgarnął Tarczę Królewską, co lśniła w słońcu jak anielskie skrzydło, choć jeden z braci twierdził, że błyszczała tak, bo ktoś ją przedtem przecierał kiełbasą.

I tak oto dzień ów zapisze się złotem (albo choć mosiądzem) w annałach Bractwa, a duch wspólnoty, śmiechu i celnych strzałów niech trwa po wieki wieków. A gdy w końcu ostatni promień słońca schował się za drzewami, rozległ się donośny okrzyk, co las poruszył, a sarny zaniemówiły: Wiwat Król! Wiwat Rada Królewsko-Marszałkowska! Wiwat Bractwo Kurkowe Grodu Bytomskiego!

____________________
Gorące podziękowania dla nieobecnego na intronizacji z powodów zdrowotnych Brata Jacka Trembaczowskiego za zasponsorowanie wezyra z logiem naszego Bractwa. Wracaj Jacku do zdrowia.

 pismo należycie do wydrukowania przysposobione  ⟩⟩⟩ 
 zmagania o Puchar Prezydenta Miasta Bytomia  ⟩⟩⟩ 
 zmagania o Tarczę Marszałkowską  ⟩⟩⟩ 
 zmagania o Tarczę Królewską  ⟩⟩⟩ 


2025.06.19


Jako się Bractwo Kurkowe na strzelne zmagania sposobiło, a i nieco strawy i śmiechu nie poskąpiło

Na leśnej strzelnicy w Dzierżnie, gdzie dziki chadzają, a komar nie raz w szyję ukuje, już od jutrzenki krzątanina była niemała. Iż oto zbliżała się wielka ceremonia - intronizacja nowych dostojników Bractwa Kurkowego Grodu Bytomskiego. Święto to nie byle jakie, a godne i splendoru, i salw, i gorzałki z beczki, co się ją od rana w cień postawiło, by nie kipiała.

Po zagajniku, tuż przy torze strzeleckim, kucharze - a i kuchciki, co dopiero rondel poznali - w pocie czoła warzyli strawę niemałą. Mięcha skwierczały niczym pokutnik w piekle, ciepła strawa parowała jak sabat czarownic, a piwo w chłodniach szemrało coś o rychłym wybawieniu. Kto miał nozdrza, ten już wiedział, że uczta będzie jak się patrzy, a może i lepiej.

Tymczasem na torach strzeleckich bracia kurkowi, poważni niczym kanclerz przy sejmie, doglądali sprzętu. Lufy błyszczały, cele stawiano prosto, a proch suchy trzymano niczym złoto. Ale i śmiechu nie brakło - ot, jeden druh, co z oka raz strzela, a raz nie, pomylił tor z latryną, a potem tłumaczył, że „to dla lepszej koncentracyjej”.

A Pani Kanclerz - niewiasta urodziwa, choć postrach papierów i pieczęci - snuła się między stoiskami z miną tak zadowoloną, że niejeden brat aż ramię prostował, by się pokazać. Ale i ona, choć surowa z natury, śmiała się radośnie.

Do godziny dziesiątej czasu było jak na lekarstwo, a ludzie już się zbierali - jedni z ciekawości, drudzy z łakomstwa, a trzeci bo ich żona wygnała z chałupy, że ponoć „znowu o tej strzelaninie będzie gadał do nocy”.

Tak to dzierżneńska strzelnica zamieniła się w miejsce i święte, i wesołe - gdzie tradycja z humorem pod rękę chadza, a salwy i śmiech niosą się po borze jak echo starej pieśni. A kto był, ten wie - a kto nie był, niech żałuje i w przyszłym roku się poprawi. Bo Bractwo Kurkowe nie tylko celne, ale i gościnne, a kielich nigdy nie pusty.

 pismo należycie do wydrukowania przysposobione  ⟩⟩⟩ 


2025.06.04


Zawody strzeleckie w SP46

Opis w późniejszym terminie


2025.05.24


Kronika Roku Pańskiego 2025 o tym, jako Bractwo z Bytomia na jubileusz do Rybnika zbrojno i z radością ruszyło

Stało się to dnia Pańskiego dwudziestego czwartego maja Roku Łaski dwudziestego piątego po dwutysięcznym, kiedy to słońce prażyło nie jak latem, ale już wystarczająco, by głowy w kontuszach parowały, a bractwa kurkowe z całej ziemi śląskiej zjechały się do grodu Jejkowic, gdzie na tamtejszej strzelnicy Rybniczanie świętowali swój trzydziesty rok istnienia - a jako że lubią to czynić z fasonem, to i Intronizację Królewsko-Marszałkowską tamże urządzili, aby najlepszego strzelca ich cechu koroną, insygniami i ryngrafem uhonorować.

Zaraz po tym, jako pieśń bracka wybrzmiała, ryngrafy, miry i dary wręczono, i nowa Rada Królewsko-Marszałkowska ustanowiona została, rozpoczęto strzelania - i oto się działo! Z naszego zacnego bytomskiego bractwa przybyli w orszaku: Hetman Mirosław Strachota-Gorzycki, Kasztelan Andrzej Suchanek, Strzelmistrz Jerzy Lech, Skarbniczka Pergaminu Alicja Lech oraz Brat Artur Koleba, który co prawda bronił brackiego honoru głównie słowem i humorem, ale i to się przydaje, kiedy tarcza dziur nie notuje.

A jako że strzelania były wszelakie - do kura, do tarczy, a nawet do sławy - to i nasz Kasztelan Andrzej nie zawiódł tradycyjej, a jako najcelniejszy strzelec z bytomskiej kompanii zaszczytu i splendoru dostąpił, choć skromnością swą nie czyni z tego fanfar, jeno lekko się uśmiecha pod wąsem.

Nie wszyscy jednak w tarcze trafiali... Oj nie! Byli i tacy, co to lufą niebo mierzyli, albo w kępy leszczynowe za plecami, i tu wymienić trzeba bez wstydu (ale z uśmiechem) tych, co do tarczy nie trafiali nawet z pomocą Ducha Świętego i lunety. Dla tych poczciwców, aby i oni radości doznali, przygotowano... bazuki! Tak jest! I choć po ich użyciu z tarczy zostawała tylko drzazga i wspomnienie, to przecie trafienie było! Czasem obok, czasem dalej - ale któż by się czepiał takich drobiazgów w czas świętowania?

Śmiechu było co niemiara, miodu jeszcze więcej, a wspomnienia zostaną na długo, bo gdzie bractwo, tam radość, a gdzie radość, tam tradycja rośnie jak dąb w królewskim gaju.

Na końcu tedy rzec trzeba: Bractwu Kurkowemu Miasta Rybnika chwała i gratulacyje wielkie! Niechaj świętują kolejne dziesiątki lat w zdrowiu, celności i braterskiej zgodzie. A my - jak Pan Bóg da - znowu przybędziem, z muszkietem w garści i śmiechem na ustach!

 pismo należycie do wydrukowania przysposobione  ⟩⟩⟩ 


2025.05.17


Wieść gminna o wyprawie Bractwa Naszego na Intronizacyję Królewską w Mieście Jelczu zwanym Laskowicami

Działo się to dnia Pańskiego siedemnastego maja Roku Łaski 2025, gdy pospólstwo jeszcze wiosnę świętowało, a słonko łaskawie świeciło nad polami i gajami. Tedy też nasze Zacne Bractwo Kurkowe wzięło swych najlepszych, a przynajmniej najodważniejszych, mężów i ruszyło na Intronizacyję Królewską do grodu Jelcza Laskowicami zwanego, gdzie gospodarzem był szacowny Cech Braci Kurkowych tegoż miasta.

W orszaku naszym jechali: Hetman Mirosław Strachota-Gorzycki - mąż stateczny i brodaty, Kasztelan Andrzej Suchanek - bystrooki i cierpliwy niczym opat z Tyńca, a z nimi dwaj poczciwi bracia - Michał Kukulski i Artur Kolega, których duch wielki, choć oko strzeleckie, rzec by można, nieco rozkojarzone.

Owi dwaj, toć prawda, pierwsi do biesiady, ostatni do tarczy - jako że zamiast strzały celnej, raczyli się strawą i napitkiem wszelakim, nie gardząc miodem pitnym, mięsiwem tłustem ani też krasą niewieścią. Naocznie widać było, że zamiast muszkę na strzale widzieć, woleli kufel w garści trzymać.

I jeno Hetman z Kasztelanem, niczym husarska chorągiew wśród wiejskiej ławy, trzymali fason i szli przez zawody jak przez śnieg rozdeptany - aż do finałów się dostawszy, gdzie o honor walczyli. Aż w końcu Kasztelan nasz, Andrzej, jako mąż obyty w sprawach celnych i spokojny w ruchach, rzekł: "Dosyć tego rozprzężenia, trzebaż honor ratować!" - i tak uczynił. Przebił wielu, sięgając aż po drugą lokatę, choć w ostatniej chwili fortunę uśmiech swój skierowała ku damie kurkowej Ewie Rajchel z Rybnika, która, jak to z damami bywa, nie tylko pięknem, ale i celnością zadziwiła, a i los jej sprzyjał, dwie konkurencje wygrawszy.

Zaś Artur i Michał? Cóż... Ich strzały szły tam, gdzie Pan Bóg zapomniał spojrzeć. A że z każdej niemal rundy wracali z miną taką, jakby kto im zupę osolił, tedy Hetman rzekł z westchnieniem: "Strzelali jak łajzy ostatnie, alem już nie jedno w życiu widział, i to mnie nie zdziwiło." Biesiadnie za to pierwsza klasa - śpiew, tan, śmiechy i rozmowy o tym, jak to "gdyby nie wiatr, gdyby nie słońce, gdyby nie ta kobyła co zakaszlała…", to by ich nazwali nowymi królewiczami celności.

Tak oto zakończyła się ta wyprawa - nie bez chwały, choć z pewnym potknięciem - lecz z humorem, godnością i bractwem silnym. A że tradycya trwa, tedy i my trwamy.

relacjonował Hetman

 pismo należycie do wydrukowania przysposobione  ⟩⟩⟩ 


2004.09.29


Kronika Roku Pańskiego 2004, o Strzelaniu Zamkowem pod Będzinem, spisana ręką pobożną i okiem bystrym ku pamięci potomnym

W roku dwa tysiące czwartym po narodzeniu Pana naszego Jezusa Chrystusa, gdy słońce nad Śląskiem świeciło jaskrawo, a wiatr łagodny poruszał chorągwie bractw kurkowych, zaszło wydarzenie wielce osobliwe i godne spisania. Oto bracia z Bytomia, mężowie poczciwi i w strzelectwie biegli, zebrawszy się z innych miast i sioł okręgu śląskiego, na zamku w Będzinie - miejscu ongiś groźnem i przez wielu książąt pożądanym - wielkie Strzelanie Zamkowe uczynili.

Tam, na podzamczu, gdzie niegdyś miecz i topór rządził, a dziś głównie grochówka i kufel piwa, stawiło się czterdzieści i pięciu strzelców, jedni młodzi i z zapałem, drudzy starsi, lecz z okiem sokolim, choć nie zawsze trzeźwym.

Pierwszy bój toczył się bronią powietrzną, długa to była rura, przez którą wiatr nieco przemyślniej niźli z gęby świszcze - pneumatyczna ją zwano. Strzelano na dziesięć kroków, a kto nie trafił, temu tylko gwóźdź do trumny, nie zaś chwała. Po wielu próbach i westchnieniach, do finału weszło dziesięciu, których celność była nie mniejsza niż skromność (choć z tą różnie bywało).

A gdy już słońce nieco niżej stało, przystąpiono do finału, w którym czarny proch i dym wzięły górę nad ciszą. Broń to była długa, ciężka, jak sumienie grzesznika i kapryśna jak panna na wydaniu. Każdy strzelec miał tylko jeden strzał, więc ładował naboje z pietyzją, jakby relikwie święte dotykał. Celowano do tarczy malowanej ręką utalentowaną, z obrazkiem bardziej symbolicznym niż celowniczym - a kto nie trafił, ten rzekł zapewne: „To nie ja, to wiatr, lub pchła mnie ugryzła!”

W końcu, pośród dymu, śmiechów i docinków, zwyciężył brat Lucjan Kieżkowski z Bytomia, mąż stateczny, o oku stalowym i dłoni pewnej jak przysięga małżeńska (acz może trwalszej). Wielu onych braci dumała potem: „Czy to trening, czy może czary?” - lecz nikt nie zaprzeczał, iż zasłużył.

Strzeleckie "Zawody Zamkowe" ad 2004
wyniki i rozrachunek brackich ćwiczeń strzeleckich

MIEJSCE
w zawodach
NAZWISKO i imię strzelca PUNKTY MIEJSCE
w finale
 KIEŻKOWSKI Lucjan471
 WORONIUK Marcin462
 WICHER Jacek483
 DRESZLER Zbigniew474
 JANICKI Andrzej485
 CHAJ Ryszard476
 SŁAWIK Marek487
 DZIK Marek478
 DYLONG Tomasz499
 PYKA Krzysztof4810
11WIECZOREK Kazimierz46 
12BORKOWIEC Jerzy46 
13MIŚTAK Marian45 
14GRYTA Bogusław45 
15BOLONEK Zbigniew45 
16FIGURA Wiesław45 
17KROMKOWSKI Zdzisław44 
18WICZUK Piotr44 
19SIELAŃCZYK Andrzej43 
20WIECZOREK Michał43 
21WIECZOREK Grażyna43 
22MARKOWSKI Michał42 
23MARKOWSKI Marek42 
24STARCZYŃSKI Janusz42 
25KATELBACH Michał42 
26AUGUSTYN Lesław42 
27FUIŃSKI Zbigniew42 
28GOŁĘBIEWSKI Marek41 
29LECH Jerzy41 
30CIOSIŃSKI Henryk41 
31MYRCIK Krystian41 
32GLIŃSKA Jolanta40 
33BĄCZEWSKI Paweł40 
34BOLONEK Przemysław40 
35DOBROWOLSKA Jadwiga40 
36LECH Wiesław38 
37MUSIAŁ Waldemar38 
38CZARNECKI Jerzy37 
39KAŁUŻNY Józef37 
40NOCOŃ Iwona36 
41KROMKOWSKA Lucyna35 
42STEFANIAK Stanisław34 
43ŁUSZCZERZ Mirosław29 
44BANAŚ Katarzyna23 
45GLIŃSKI Michał4 

I tak zakończyło się Strzelanie Zamkowe AD 2004 - nie krwią i mieczem, lecz prochem i śmiechem, w duchu braterskiej rywalizacji i z kuflem w ręce ku chwale dawnej tradycji.

 pismo należycie do wydrukowania przysposobione  ⟩⟩⟩ 


2013.09.14


Pamiętnik Turnieju Strzeleckiego ku zdobyciu tytułu „Kurka Żniwnego” Roku Pańskiego 2013, spisany ręką pokorną i okiem łaskotliwym

I stało się po lecie, gdy słońce mniej praży, a chłop więcej młóci, iż bractwo strzeleckie, po długiej labie, znów zebrało się w szranki. Zrzuciwszy sandały letnie i kapelusze słomiane, sięgnęli po swe armatki ręczne - pistolety bocznozapalne, kalibru raczej zgrabnego, 5,6 mm, co to nie kładą konia trupem, ale koguta - owszem.

Zawody te, jak każe tradycja i zacność stołu biesiadnego, nosiły miano „Kurka Żniwnego” - iż w żniwa kura bardziej śmigła niż baba na sianie. Kto wygra, ten pan, kto chybi - temu ino klaskać pozostaje i czekać na lepszy dzień albo na cud.

Zgłosiło się do turnieju trzynaście dusz mężnych, co to niejedną flaszę opróżniły i niejedną tarczę przedziurawiły. Każdy miał prawo do trzech prób - jak w życiu: raz na miłość, raz na kasę, raz na chwałę - a potem dziesięć razy prawdę strzelał.

I cóż? Oto zwyciężył, ku zdumieniu niektórych i radości niewiast, brat Lucjan Kieżkowski - celny niczym Amor w kąpieli, trafił do tarczy jak chłop do karczmy. Za nim, nie wiele ustępując, stanęli: Ireneusz Szpara, którego oko bystre jak zająca w krzakach; Tomasz Dylong, co to raz strzela, a dwa razy trafia; Aleksander Słota - człek stateczny, choć wesoły; Jerzy Borkowiec, który jakby mniej strzelał, a więcej myślał; oraz Jerzy Lech, co to zawsze coś trafi - choćby do serca kucharki.

Gratulujemy wszystkim wojom ducha, odwagi i wąsów (tym, co je mają), a zwycięzcy niechaj kura gdacze chwałę przez cały rok, aż do następnych żniw.

A teraz, niech kto może, niech nalewa - i wspomni te czasy, gdy broń dymiła, kura pieczona smakowała, a wszyscy byli trafieni... jeśli nie w tarczę, to przynajmniej winem.

Zawody strzeleckie o tytuł "Kurka Żniwnego" ad 2013
wyniki i rozrachunek brackich ćwiczeń strzeleckich

MIEJSCE
w zawodach
NAZWISKO i imię strzelca PUNKTY MIEJSCE
w finale
 KIEŻKOWSKI Lucjan
Kurek Żniwny ad 2013
941
 SZPARA Ireneusz892
 DYLONG Tomasz993
 SŁOTA Aleksander874
 BORKOWIEC Jerzy825
 LECH Jerzy796
7TOMCZYK Tadeusz78 
8ŚWIGOST Jan70 
9GONERA Magdalena65 
10GONERA Arkadiusz56 
11SKÓRSKI Jan51 
12BASAN Piotr26 
13PUCHLAK Aleksander4 

 pismo należycie do wydrukowania przysposobione  ⟩⟩⟩