Roku Pańskiego dwa tysiące dwudziestego piątego, dnia dziewiętnastego czerwca, gdy słońce prażyło niczym grzechy w konfesjonale, a ptactwo leśne śpiewało jak chóry anielskie po winie, zebrała się w dzikich borach Dzierżna kompania nie lada - Bractwo Kurkowe Grodu Bytomskiego świętując swe wielkie święto, co się Intronizacyją Królewsko-Marszałkowską zowie.




Już od rana w gąszczu strzelniczym, gdzie echo głośniejsze niźli plotka u zakonnic, słychać było świsty kul, huk prochu i śmiechy mężów, co celowali prosto w tarcze, choć oko częściej biegło ku powabnym kształtom towarzyszących niewiast, a i niejedna pokusa w ludzkiej skórze przemykała się między stanowiskami strzeleckimi - a jakże, przecie mężczyzna też człowiek, a wzrok ma nie od parady!
Ludu zebrało się więcej niż na procesji Bożego Ciała, a strzelców - dziewięćdziesiąt i ośmiu! Takiego natłoku nie pamiętali ani najstarsi bracia, ani kroniki zakurzone w archiwum, gdzie sam kurz ma swoją historię. A i rekord to był nie lada - do dziś echo niesie okrzyki radości pośród sosien i świerków.
Przy zawodach zasiadły srogie twarze sędziowskie, czujne niczym cherubin u bram raju. Strzelano w trzech turniejach: o Puchar Prezydenta Miasta Bytomia, o Tarczę Marszałkowską i wreszcie - Strzelanie Królewskie, gdzie nie tylko oko się liczyło, ale i łaska niebios, względnie dyspozycja ręki po sobotnim wieczorze.
A po tych wystrzałowych zmaganiach, gdy już proch opadł, a serca biły spokojniej (choć niektórym od patrzenia na urodziwe współuczestniczki wciąż waliły jak dzwony na rezurekcję), przystąpiono do rzeczy wielkiej - Intronizacji nowej Rady Królewsko-Marszałkowskiej.
Na Króla Kurkowego obwołano Brata Andrzeja Suchanka, męża godnego, co i celny, i szlachetny, a jak trzeba - kielicha też nie odmawia. U jego boku stanęli Marszałkowie: Tadeusz Tomczyk i Roman Hanek, drużyna tak zgodna, że sam święty Jerzy z nimi by smoka w taniec wziął.




A że bractwo nie tylko mieczem i muszkietem stoi, lecz i młodym narybkiem, pasowano czterech świeżych Kogucików, co to jeno piórka jeszcze mają miękkie, ale serca już twarde jak stal bracka: Kamil Cudok, Jakub Galwas (a jakże, z tych Galwasów!), Mirosław Ignasiak i Mateusz Trzopek. Pomagali, biegali, znosili - anieli nie kadetowie!
Wśród uroczystości miała miejsce chwila pełna wzruszeń i pomruków niebios - Jadwiga Dobrowolska, białogłowa zasłużona, pamiętająca jeszcze czasy, gdy kobieta w bractwie mogła co najwyżej kanapki podać, została przyjęta w poczet Sióstr Honorowych. I niech piekło się smaży z zazdrości, bo dziś kobieta u nas to i królową być może, a nie tylko ozdobą przy stole!
Honorowymi Braciami ogłoszono także Romana Pająka, prezesa Okręgu Śląskiego (co imię ma, że komar się chowa) i Stanisława Czarnobila, męża pomocnego jak anioł stróż, choć wzrok ma taki, że ci co podpadną to płaczą.
Nie obyło się bez deszczu odznaczeń - a że pandemia zatrzymała na czas długi wszelakie krzyże, gwiazdy i miecze, to teraz spadły jak manna z nieba (albo jak listy z ZUS-u, tylko milej).




Krzyżem Rycerskim uhonorowano: Sylwię Gajdę, Teresę Galwas, Romana Hanka, Alicję Lech, Sebastiana Orlickiego, Ireneusza Poszwińskiego i Joannę Zelmanowicz-Flegier - wszyscy oni zasłużyli się tak, że nawet święci w kalendarzach robią dla nich miejsce.
Krzyż Komandorski przypadł: Mirosławowi Strachocie-Gorzyckiemu, Monice Waligórze-Wylężek i Zdzisławowi Zelmanowiczowi - powiadają, że jak idą ulicą, to anioły salutują.
Krzyż Komandorski z Mieczami - to już nie żarty, to jakby sam Archanioł Michał podał rękę - otrzymał Paweł Galwas, człek tak zasłużony, że piekło już dzwoni z pytaniem, czy mają go wpisać na listę nietykalnych.
Srebrną Gwiazdę zgarnęli: Tomasz Dylong, Jerzy Lech i Wacław Sznycer - błyszczą nią tak, że świetliki z zazdrości gasną.
A Krzyż Honorowy Bractwa Kurkowego Grodu Bytomskiego na Srebrnej Gwieździe przypadł Teresie Galwas, co to była Królową Kurkową w latach 2024-2025 - i królowała tak godnie, że suknia sama się prostowała z dumy.
I oto nastąpiła chwila kulminacyjna - przekazanie insygniów władzy. Teresa Galwas, wraz z Alicją Lech i Pawłem Galwasem, oddali władzę w ręce nowych rządzących, z całym majestatem srebrnego łańcucha i laskami marszałkowskimi, co więcej znaczą niż niejeden berło królewskie.
Gdy już wszystko było przypięte, pasowane, wygładzone i obcałowane - przyszedł czas na ogłoszenie zwycięzców. Zbigniew Brożek, mąż celny jak sam Łucznik święty, wystrzelał Puchar Prezydenta Miasta Bytomia i Tarczę Marszałkowską, co dwóch naraz nie udźwignie! A Wojciech Rajchel, w chwale i potędze, zgarnął Tarczę Królewską, co lśniła w słońcu jak anielskie skrzydło, choć jeden z braci twierdził, że błyszczała tak, bo ktoś ją przedtem przecierał kiełbasą.
I tak oto dzień ów zapisze się złotem (albo choć mosiądzem) w annałach Bractwa, a duch wspólnoty, śmiechu i celnych strzałów niech trwa po wieki wieków. A gdy w końcu ostatni promień słońca schował się za drzewami, rozległ się donośny okrzyk, co las poruszył, a sarny zaniemówiły: Wiwat Król! Wiwat Rada Królewsko-Marszałkowska! Wiwat Bractwo Kurkowe Grodu Bytomskiego!
____________________
Gorące podziękowania dla nieobecnego na intronizacji z powodów zdrowotnych Brata Jacka Trembaczowskiego za zasponsorowanie wezyra z logiem naszego Bractwa. Wracaj Jacku do zdrowia.
pismo należycie do wydrukowania przysposobione ⟩⟩⟩
zmagania o Puchar Prezydenta Miasta Bytomia ⟩⟩⟩
zmagania o Tarczę Marszałkowską ⟩⟩⟩
zmagania o Tarczę Królewską ⟩⟩⟩