A więc słuchaj Waść kroniki o Kurku Żniwnym Roku Pańskiego Dwa Tysiące Dwudziestego Piątego, którą tu z kronikarską powagą, lecz i z figlarnym przymrużeniem oka spisać mi przyszło.
Tegoż dnia trzydziestego sierpnia, na placu strzelniczym przy Szkole Mechaniczno-Elektronicznej, zgromadziło się bractwo nasze w sile trzydziestu muszkietników, aby orężem krótkim, jeno acz chytrym, a na proch drobny boczny zapłon mającym, o tytuł Kurka Żniwnego się potykać. Rywalizacja była zacna, a huk strzałów mieszał się z wonią prochu niczym śpiew żniwiarzy z upałem pola.
Po długiej szranki próbie dziesięciu najlepszych do finału przeszło. A w tym gronie, jako z roju pszczół królewska matka się wywodzi, tak i zwycięzca nam objawił się w osobie Kasztelana Andrzeja Suchanka, którego celność niczym grot Amora w serce trafiała, a ręka nie drżała, chyba że z emocyjej albo i z nadmiaru piwa poprzedniego wieczora. I tak Kasztelan nasz pewnie do tytułu najlepszego strzelca całego roku zdąża, a któż wie, może i sam król Jegomość by mu dłoń podał, gdyby widział, jak kulka jego prosto w tarczę wchodzi.
Nie darmo też w kronice zapisuję imię młodego kadeta Mateusza Trzopka, który to pazura swego pokazał niczym kot kocicy spragniony. Drugie miejsce w szrankach głównych sobie wystrzelał, a i w finale na trzecim placu stanął. A czynił to z taką furią, że starsze bractwo z trwogą i radością w sercu szeptało, iż rychło młodzieniec ten ich w kunszcie prześcignie.
A że nie samym strzelaniem człek żyje, tedy i zabawa była. Tegoż dnia obchodziły urodziny nasze siostry kurkowe, panny zacne Alicja Lech i Sylwia Gajda. A iż w bractwie pań jak na lekarstwo, tedy i szczególną pieczą i szacunkiem się je darzy. Sto lat chóralnie im odśpiewano, podarki wręczono, a i niejeden brat z błyskiem w oku do kielicha z nimi sięgnął, żartując sprośnie, iż „choć strzelamy w tarczę, to najchętniej byśmy dziś do serc waszych mierzyli”.
Na stołach słodkości wszelakie się piętrzyły, miodowe placki, ciasta jak marzenie i trunków dostatek, iż niejeden brat musiał pasa popuszczać, a i insi zgoła o dwie dziurki więcej. Śmiechu było wiele, a gadania jeszcze więcej, bo wesołość bracka potrafi głośniejsza być niźli sam huk armatni.
Tak tedy zakończyła się biesiada strzelecka o Kurka Żniwnego, w której sprawiedliwy kunszt strzelców się objawił, a serca radowały. I choć zapisuję to słowy godnymi kronikarza, przyznam w sekrecie, że niejeden brat wolałby, by finał rozgrywał się nie na strzelnicy, lecz przy stole, gdzie uśmiech sióstr kurkowych celniejszy niźli kula, a spojrzenie ich ostrzejsze niźli miecz.
pismo należycie do wydrukowania przysposobione ⟩⟩⟩
zmagania o tytuł "Kurka Żniwnego" ⟩⟩⟩
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz